Już sam zwrot „praca domowa” wywołuje u wielu dreszcze! Każdy z nas doświadczył tego na własnej skórze. Ja niestety nie mam dobrych wspomnień w tym zakresie. Czy w czymś mi pomogła? Chyba nie, raczej mam poczucie, że ukradła część życia… A jak wygląda to obecnie w szkołach?
Kończąc edukację szkolną miałem nadzieję, że temat prac domowych mam już zamknięty i odtąd będę mieć wolne popołudnia i wieczory. Nie wziąłem jednak pod uwagę aspektu pojawienia się w moim życiu własnych dzieci… Zderzając się więc z tematem pracy domowej od lat, ostatnio zacząłem po raz kolejny zastanawiać się nad ich celowością i zasadnością. Starając się odrzucić osobiste uprzedzenia przyjmuje, że praca domowa w zamyśle pomysłodawców ma pomóc dzieciom w utrwaleniu nabytej wiedzy i w wytworzeniu w nich nawyków samodzielnego uczenia się. Czy jednak rzeczywiście tak się dzieje?
samo hasło zniechęca do nauki
Nasi chłopacy traktują zadania domowe jako czyste zło, które przeszkadza im w życiu. Oczywiście przy takim nastawieniu nie można oczekiwać dobrych owoców tej pracy. Wręcz przeciwnie samo hasło zniechęca ich do nauki, ponieważ nauka jest dla nich równoznaczna z przymusową pracą domową. A ją trzeba po prostu odrobić i zapomnieć, że musiało się na nią poświęcić czas. Na co dzień więc widzimy, że zakładana celowość pracy domowej, w naszym przypadku, nie realizuje się w praktyce.
Wiem, że to bardzo subiektywna obserwacja z własnego podwórka. Wszyscy jesteśmy różni i prawdopodobnie niektórym dzieciom zadania domowe służą. Temat na pewno nie jest czarno-biały, ale za to z pewnością dzieci są tymi pracami obecnie bardzo przeciążone. To są już obserwacje nie tylko z własnego podwórka, ale nasi chłopcy są tu adekwatnym przykładem. Często zdarza się im siedzieć nad pracą domową do późnych godzin nocnych ze względu na jej ilość. My, dorośli, w takich godzinach nie jesteśmy już w stanie sensownie myśleć, a co dopiero przyswajać wiedzę. Czego możemy oczekiwać od dzieci? Wątpię w skuteczność tych nasiadówek w kontekście pozytywnego rozwój młodego człowieka w jakimkolwiek wymiarze.
praca domowa często jest pracą rodzinną
Co więcej, praca domowa często jest pracą rodzinną, bo niestety dzieci same nie są w stanie jej dobrze zrealizować. Czasem wręcz, nauczyciele zlecają „rodzinną pracę domową”, argumentując to troską o zaangażowanie rodziców w edukację dzieci i stworzenie im okazji do wspólnego spędzenia wartościowego czasu z pociechami. Być może są takie rodziny, które rzeczywiście potrzebują takich bodźców, jednak nasza i wiele innych niekoniecznie się do nich zalicza. Świetnie potrafimy sami sobie organizować czas i działania, które nas interesują. Dlaczego więc ktoś „uszczęśliwia” naszą rodzinę na siłę takimi obligatoryjnymi zadaniami? Czy rzeczywiście obowiązek szkolny musi zajmować całe życie rodzinne? Otóż nie, żadna ustawa tego nie przewiduje!
wierzchołek góry lodowej zwanej państwowym systemem edukacji
Podsumowując, w praktyce trudno mi dostrzec jakiekolwiek pozytywne aspekty pracy domowej. Jednak tę kwestię postrzegamy tylko jako wierzchołek góry lodowej zwanej państwowym systemem edukacji w naszym kraju. Jako rodzina jesteśmy bardzo zainteresowani wprowadzeniem fundamentalnej reformy tego systemu. Dlatego właśnie postanowiłem upublicznić mój głos w tej sprawie i wspierać innych, którzy też chcą zmian. Polecam FB społeczność Dom nie jest filią szkoły Może, jeżeli pojawi się więcej głosów w dyskusji publicznej na ten temat, to MEN ją usłyszy!
Póki co, jak wynika z tego artykułu, w kontekście prac domowych pozostaje ewentualne zaskarżanie ich przed sądami! Pozew zbiorowy? Jeśli nie masz wyrobionego zdania w tym temacie, zapytaj własne dzieci, czy wolą pomykać tu i tam, czy odrabiać pracę domową… 🙂